„Rower ma duszę. Jeśli go pokochasz da ci emocje, których nigdy nie zapomnisz” – Mario Cipollini
Rowerem nad polskim morzem

Obóz w Łukęcinie

Byliśmy w dniach: 06-07.07.2019

Pierwsze szkolne wakacje naszego syna i ogromny dwumiesięczny dylemat co z tym jego czasem zrobić. Tydzień u dziadków, dwa tygodnie wspólnych wakacji, jakieś półkolonie, kolejny tydzień u dziadków i jeszcze parę tygodni zostaje do zagospodarowania. Obóz harcerski? Kolonie? 2 tygodnie? Da radę? Odwiedziny go w weekend po paru dniach, więc powinien dać radę. No i pojechał na obóz harcerski dla dzieci niebędących w harcerstwie do nadmorskiego Łukęcina. A my po 5 dniach jedziemy w odwiedziny. Wynajmujemy pokój w pobliskim Pobierowie.

Na dzikim zachodzie - obóz w Łukęcinie

W sobotę z samego rana jedziemy odwiedzić syna. Ignacy dumnie oprowadza nas po obozie pokazując namiot, w którym na drewnianych pryczach śpi z pięcioma innymi kolegami. Następnie toalety (toitoi), umywalki (rozstawione w rzędzie pod namiotem) i prysznice (też toitoi przerobiony na prysznic - o laboga). Próbowałem z żoną nie ukazywać zażenowania, ale zapewne słabo nam to wychodziło. Na szczęście Ignacy na liczne nasze pytania czy mu się podoba odpowiadał twierdząco. Dopiero z czasem uświadomiliśmy sobie, że nasza granica komfortu mocno się zminiła, jak większości rodzicom, a być może wszyscy potrzebowalibyśmy takich spartańskich warunków, aby odpocząć i o wszystkim zapomnieć?

Obóz w Łukęcinie

Z Ignacym spędziliśmy parę godzin w obozie, na spacerze po nadmorskiej plaży oraz w centrum Łukęcina. Niestety pogoda tego weekendu nie rozpieszczała. W zasadzie całe dwa tygodnie, jakie tam spędził nie były za ciekawe pod względem pogody, tym bardziej cieszy fakt, iż z całego pobytu na obozie Ignacy był bardzo zadowolony.

Późnym popołudniem po zjedzonej pysznej rybce w restauracji Sabat w Pobierowie wybieramy się w dwójkę z żoną na rowerową przejażdżkę. Chciałem dojechać do Pogorzelicy, miejscowości w której prawie 30 lat temu spędziłem moje pierwsze wakacje na koloniach. Po drodze mijamy same nadmorskie kurorty: Trzęsacz, Rewal, Niechorze, aż wreszcie dojeżdżamy do Pogorzelicy.

Bałtyk widziany z Trzęsacza

Pozostałości po kościele w Trzęsaczu. Kościół wybudowano w odległości ok. 1,8-2 km od brzegu morza, pośrodku wsi.

W dordze do Rewala

Latarnia morska w Niechorzu

Sama miejscowość z tego, co pozostało w mojej pamięci, znacznie się zmieniła. Kolejka wąskotorowa, której nie kojarzyłem. Obok wygodna ścieżka rowerowa, na które wówczas nie zwracałem uwagi, istniejące i budujące się apartamenty. Niestety "mojego" kolonijnego obozu nie znalazłem. Za to w okolicznych lasach ku naszemu zdziwieniu pełno było takich harcerskich obozów. Osobiście myślałem, że jeżeli w mojej rodzinnej Funce (kliknij na Wycieczka dookoła jeziora Charzykowskiego oraz w poszukiwaniu grodziska na Górze Zamkowej) tak owe obozy się skończyły niemal 20 lat temu, to i w całej Polsce trudno je spotkać.

Liwia Łuża w Pogorzelicy

Droga rowerowa wzdłuż nadmorskiej kolei wąskotorowej Pogorzelica - Gryfice

Wracamy do Pobierowo starając się jechać trochę inną drogą, aby nie dublować odcinków. Zgodnie przyznajemy, iż pomimo zimna warto było się przewietrzyć, tym bardziej, że trasa była malownicza, a i infrastruktura rowerowa, jak na warunki polskie, wysoka.

Hotel zarabia na wykończenie góry, takie cacka tylko na morzem

W niedzielę umówiliśmy się z Ignacym, iż zabierzemy go na przejażdżkę rowerową, z której bardzo się cieszył. Niedziela była dniem odwiedzin, więc w obozie oprócz opiekunów pozostały tylko nieliczne dzieci.

Jedziemy w przeciwną stronę niż wczoraj, czyli na zachód. Jest bardzo wietrznie i pochmurnie. Sine chmury straszą deszczem. Początkowo lasem jedziemy do Dziwnówka następnie do Dziwnowa. Zatrzymujemy się na nadmorskie słynne gofry.

Dokarmianie gofrem

Wieje. Dobrze, że zamiast bidonów zabraliśmy jeden termos, z którego małymi łyczkami popijamy ciepłą herbatę. Dojeżdżamy rowerową ścieżką prowadzącą przy ruchowej drodze do Międzywodzia. Wracamy czerwonym pieszym szlakiem wijącym się pomiędzy wzburzonym morzem a jeziorem Martwa Dziwna. Czas na obiad i smaczną rybkę. Wybór padł na smażalnię ryb Belona i się nie zawiedliśmy. Podany na papierowej tacce dorsz był przepyszny. Szczęśliwie w tym samym czasie, gdy jedliśmy nadciągnęła potężna ulewa, którą przeczekaliśmy delektując się smacznym mięsem ryby. Wracamy niemal tą samą ścieżką, zahaczając jeszcze o morze, aby spojrzeć na nie, choć jeszcze jeden raz z nadzieją, że zbliżający tydzień będzie cieplejszy (niestety nie był:-().

Bałtyk dla windserferów (sokole oko ich dostrzeże)

Powrót, jak najbliżej morza

Leżanka z widokiem na Bałtyk

Trasy naszych wycieczek:



strzałka do góry