Długo oczekiwane wakacje czas zacząć. Wszystko zostało misternie zaplanowane z półrocznym wyprzedzeniem. Pokoje zarezerwowane już zimą, trasy naszych wycieczek rowerowych dawno wkreślone na mapach znalezionych w internecie. Nic tylko się spakować i jechać na ponad dwu tygodnie wakacje!
Czeska Amazonka
Opis dwóch dni spędzonych w okolicach Vranov nad Dyji i Narodowego Park Podyji przeczytasz w rozdziale Czechy - Czeska Amazonka.
Parenzana
Kolejne trzy dni spędzamy w północnej części Istrii, nie jak większość turystów na kamienistej chorwackiej plaży, a około 30 km od niej w miejscowości Brkać koło Motovun.
Piękne miasto Motovun, widok z miejscowości Brkać w której mieszkaliśmyWidok na Brkać i Motovun, na środku zdjęcia nasz domek przez kolejne 3 dni pobutu.
Okolica ta oprócz uroczo położonych małych miasteczek zlokalizowanych na niezliczonych tu wzniesieniach, znana jest rowerzystom z Parenzany, ścieżki rowerowej po byłych torach kolejowych z Poreća do Triestu. Pociąg w latach 1902 – 1935 na odcinku około 123km przejeżdżał przez 33 miejscowości na Istrii, przyczynił się do wzrostu gospodarczego tego regionu przewożąc takie dobra jak: sól, oliwy, wina, owoce, warzywa a nawet drewno czy skały wapienne. W 2008 roku oficjalnie po byłych torach kolejowych otwarto ścieżkę rowerową, która ma przyczynić się tym razem do wzrostu znaczenia turystycznego regionu. W planie mieliśmy przejechać Parenzanę z Motovun aż do Groznjan.
Oznakowanie na szlaku ParanzanaMost na Paranzanie
Trasę z uwagi na zaplanowany dystans (ok. 60 km) oraz na gorszą niż się spodziewaliśmy nawierzchnię (kamienie) musieliśmy trochę skrócić, odpuszczając sobie tego dnia miejscowość Groznjan. Wyruszamy w trójkę, Ignacy na holu przyczepionym do mojego roweru, znosi trudy szlaku i słonecznej pogody bardzo dzielnie. Szlak pomimo wolnego tempa (ciągle lekko pod górkę) z uwagi na liczne wiadukty i tunele jest atrakcyjny zwłaszcza na odcinku z Vizinady do Motovun. Powyżej Motovun szlak wydaje się mniej uczęszczany, stąd może gorsza jego nawierzchnia i nieoświetlone tunele, w środku których niespełna 5 latek może czuć chwile grozy zwłaszcza, gdy rodzice nie mają lampek rowerowych, a jedynie latarki w swoich telefonach komórkowych.
Niektóre tunele na szlaku Paranzana nie są oświetlone, więc jest ciemno:)
Na ostatnich 10 km spotyka nas niemiła niespodzianka. Notorycznie spada łańcuch z rowerka Ignaca. Co go założyłem to po kilkuset metrach jazdy znowu spadał. W końcu dałem sobie spokój i łańcuch zabezpieczyłem opaską zaciskową do kabli, aby nie zagrażał w pokonywaniu kolejnych kilometrów. Dalszą drogę byłem zmuszony ciągnąć Ignacego bez żadnej jego pomocy i dopiero od tego momentu doceniłam wkład jego pracy podczas naszego wspólnego pedałowania.
Na szlaku ParanzanaByły wiadukt kolejowy
Drugiego dnia w tej części Istrii wybieramy się autem w stronę miejscowości Buje, by zwiedzić miejscowość Groznjan do której nie udało nam się dzień wcześniej dojechać. Samochód zostawiamy na parkingu i już na naszych rowerach udajemy się do Buje, miasteczka tak jak większość w tej okolicy, a jak się później przekonaliśmy w całej Istrii, charakterystycznego ze swoich wąskich i stromych uliczek, gdzie próżno szukać mieszkańców, a i turystów tu jest niewielu. Dla nas to jak woda na młyn, bo mogliśmy w spokoju podziwiać historyczne, piękne miasteczka, posiedzieć w niezatłoczonej kawiarence na zimnym piwku czy lemoniadzie. W Buje z wieży kościelnej pierwszy raz mamy możliwość zobaczyć morze! Ku naszemu zdziwieniu Ignacy wcale nie nalega, aby jechać tam i się kąpać. Zresztą to dobrze, bo przecież jeszcze parę dni temu był chory…
BujeWąskie uliczki w BujeWidok z wieży w Buje
Zauroczeni uliczkami Buje udajemy się do Groznjan - miasta artystów. Według naszego kieszonkowego przewodnika mieszka tu ok. 100 osób, a znajduje się ok. 200 galerii i pracowni. Zamiast Parenzany, którą musielibyśmy piąć się cały czas w górę, wybieramy drogę asfaltową. Groznjan nas zachwyca. Wąskie uliczki, liczne galerie, kawiarenki porozmieszczane na małych placykach powodują, że miasteczko żyje. Ponadto tu i ówdzie roztaczają się ładne widoki na okoliczne miejscowości i wzniesienia i prostą jak drut rzekę Mirnę.
Uliczki w Groznjan
Po obejściu chyba wszystkich uliczek miasta, wracamy asfaltową drogę wśród drzew oliwnych i winorośli do naszego samochodu, by wieczorem już pieszo zwiedzić Motovun, chyba najbardziej znanego w tym regionie miasta.
Motovun raz jeszczeStrome uliczki w MotovunRzeka MirnaJaką melodię wybierasz?
Nasze dwie rowerowe pętle w północno środkowej części Istrii:
Na południe Istrii
Następnego dnia spakowani, z rowerami na dachu wyruszamy nad wybrzeże, a dokładnie do Liznjan, miejsca kolejnej naszej bazy noclegowej. Po drodze zatrzymujemy się w Porecu, mieście będącym jednym z największych ośrodków turystycznych w Chorwacji (odczuwamy to podczas spaceru wąskimi, zatłoczonymi uliczkami) i jednocześnie jednym z najstarszych miast Istrii. Wiele osób przyjeżdża tu, by zobaczyć bazylikę Eufrazjana, zabytek wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Ślady minionych epok, widoczne niemal na każdym kroku czynią to miasto niezwykle atrakcyjnym turystycznie. W starym mieście znajduje się wiele historycznych zabytków. My w związku z tym, że nie lubimy tłumów, zaliczamy obowiązkowe do zwiedzenia atrakcje, by ostatecznie dotrzeć do nadmorskiej promenady w pobliżu której znajduje się przystań dla jachtów. Widok luksusowych jachtów robi wrażenie, jednak tłumy ludzi odstraszają nas na tyle, że szybko udajemy się do kolejnej miejscowości Vrsar.
Vrsar, widok na morzeCharakterystyczne chorwackie miejscowości, Vrsar
Tam, w samym mieście ludzi jak na lekarstwo, a widok na morze na którym pełno rozsianych jest małych wysepek nas zdumiewa. W napotkanej restauracji jemy obiad i wyruszamy autem na południe Istrii, wcześniej jeszcze zatrzymując się w Sisan w warsztacie rowerowym, aby naprawić rower syna. Radość z wyremontowanego roweru była bezcenna.
Pula
Pierwsza kąpiel na dzikiej plaży niedaleko Liznjan
Wybieramy się do Puli. Obieramy trasę prowadzącą przez Medulin, Pomer, Banjole i Vinkuran. Szutrowa droga okazuje się bardzo malownicza i odsłania przed nami piękne widoki na wybrzeże z licznymi zatoczkami, portami i plażami z dala od zgiełku i turystów. Naszą uwagę przykuwa mały port ukryty w zatoczce w Banjole, cisza, spokój i tylko żaglówki lekko dryfujące na spokojnej wodzie. Po około 14 km dojeżdżamy do Puli, będącej gospodarczym i turystycznym centrum Istrii. Kierujemy się w stronę Forum, przy którym stoi świątynia Augusta zbudowana przez Rzymian i gotycki Ratusz. W pobliskiej informacji turystycznej zaopatrujemy się w mapkę i rozpoczynamy zwiedzanie, kierując się w stronę ulicy Sergijevaca, poprowadzonej w miejscu starej rzymskiej drogi. W pobliżu można obejrzeć dobrze zachowane mozaiki podłogowe rzymskiej willi z III w. My ich nie zobaczyliśmy, za to Ignacy wyciągnął nas na pobliski plac zabaw. Po chwili zabawy wyruszamy w dalszą drogę. Wracamy na wspomnianą ulicę Sergijevaca i po chwili jazdy naszym oczom ukazuje się Łuk Sergiusza, wysoki na 8m, zbudowany w porządku korynckim.
Łuk Sergiusza
Następnie wspinamy się wąską uliczką prowadzącą do pobliskiej twierdzy, wybudowanej na wzgórzu przez średniowiecznych władców, a powiększoną i przebudowaną w okresie panowania Wenecjan. Ze wzgórza rozpościera się widok na port – stocznię i miasto. Widzimy również nasz kolejny cel – Amfiteatr. Tę monumentalną budowlę z I w. wznieśli za rządów cesarza Wespazjana Rzymianie. Organizowano w niej walki gladiatorów, także z dzikimi zwierzętami, natomiast w początkach chrześcijaństwa ginęli tu wyznawcy nowej wiary. U małego dziecka wyobraźnia działa i gdy opowiadamy to Ignacemu, nie możemy się uwolnić od szeregu pytań „a po co”, „a dlaczego”, „a jak”. Po pysznym obiadku czeka nas jeszcze droga powrotna… tym razem decydujemy się jechać drogą wśród samochodów, która okazała się długa i monotonna.
Amfiteatr w Puli
Nasza ok. 38km rowerowa pętla:
Wyprawa w dzicz
Dzisiejsza wycieczka obejmuje nietknięte przez człowieka obszary na północ od Liznjan. Większość tych terenów stanowią lasy. Początkowo jedziemy drogą prowadzącą do Sisan, by skręcić później w wąską kamienistą dróżkę. Trasa nas nie rozpieszcza, początkowo błotnista ścieżka zamienia się w kamienistą, liczne zjazdy i podjazdy. Do tego musimy uważać na kolczaste zarośla. Ale warto się natrudzić, bo widoki zapierają dech w piersiach. Góry wchodzące wprost do morza, równiny z charakterystyczną glebą, kamieniste zatoczki, zieleń lasów, błękit nieba i ta niczym nie zaburzona cisza. Takie miejsca powodują, że serce zaczyna bić wolniej, uspokaja się oddech, a głowa staje się lżejsza. Dopiero napotkani po jakimś czasie głównie niemieccy i włoscy turyści, najprawdopodobniej pomieszkujący tu na dziko w swoich kamperach, przerywają nam tę sielankę.
Kamienista ścieżkai nagle morzeGóry "wchodzą" do morzaCisza, spokój, morze i widoki
Nasza ok. 21km rowerowa pętla:
Nesectium
Podczas całych naszych wakacji pogoda była stabilna, ok. 30 stopni, lekki wiatr i słońce. Podczas takich dni, oprócz przewiewnego ubrania, trzeba pamiętać o trzech podstawowych rzeczach: kremie do opalania (my stosujemy 50), nawadnianiu (trzeba pamiętać o częstym piciu, ale z tym nawet Ignacy nie ma problemu, bo chętnie zsiada ze swojego roweru, aby napić się z bidonu słodkiego izotoniku, nazywanego soczkiem) oraz postojach, ale tylko w cieniu. Niektórzy nasi znajomi dziwią się, że my w takich upałach lubimy pedałować, ale tak prawdę mówiąc nie ma nic lepszego jak rower w upalny dzień i pęd powietrza, który cię chłodzi. I tak też było tego dnia, gdy wybieraliśmy się do miejscowości Valtura. Tam zostawiamy samochód i 6 km zjazdem głównie po drodze szutrowej udajemy się nad zatokę Budava.
Zatoka BudavaPostuj, koniecznie w cieniu
Kolejne kilometry to najtrudniejsza jak do tej pory ok. 5 km ciągła wspinaczka, aż do miejscowości Kavran. Następnie już drogą asfaltową udajemy się do małego miasteczka Mutvoran, z którego roztacza się widok m.in. masyw górski Ucka z najwyższą górą na Istrii Vojak (1396 metrów n.p.m.).
W oddali Vojak
Kolejny zjazd, później podjazd który prowadzi nas do miejscowości Loborika w której to zatrzymujemy się, aby spałaszować przepyszną pizzę. Tutejsza restauracja, z placem zabaw dla najmłodszych, serwuje również lokalne sery z owczego mleka, zapewne dodając je do serwowanych tu dań. Objedzeni, leniwie podążamy w kierunki Nesectium, ruin miasta które w epoce brązu zamieszkane było przez plemię Histri. Uważa się, że ich główne działania ekonomiczne skupiały się na handlu i piractwu całego starożytnego Morza Śródziemnego. W 177r p.n.e. miasto zostało doszczętnie zniszczone przez Rzymian, a następnie odbudowane. Dzisiaj możemy jedynie podziwiać fundamenty starożytnego miasta.
Tu zapewne stała jakaś świątynia
Dzisiejsza pętla to ok 38km:
Przylądek Kamenjak
Naszym celem na dzisiejszą rowerową eskapadę był przylądek Kamenjak. Ileż to niewiarygodnych rzeczy się naczytaliśmy o tym przylądku; że wyjątkowy, urokliwy, znajdujący się pod ochroną, gdzie podziwiać można dziką przyrodę, a fani aktywnego wypoczynku poczują się jak w raju. I tak by może było, gdyby… Ale po kolei. Początkowo nasza trasa wiedzie tą samą droga którą jechaliśmy do Puli, jednak gdy skręcamy w lewo na Pomer za miejscowością czeka na nas nie lada atrakcja. Wąską i lekko krętą kładką przecinamy jedną z licznych tu zatoczek w której prawdopodobnie hoduje się ryby, a owa kładka. po której biegnie szlak rowerowy to zapewne przegroda uniemożliwiająca rybom wypłyniecie na pełne morze.
czy to szlak rowerowy?
Dojeżdżamy do miejscowości Premantura za którą to rozpoczyna się Narodowy Park Kamenjak, na który za symboliczną złotówkę (kunę) mogą wjeżdżać samochody! Co za okropność jeździć rowerem po piaszczysto kamienistych drogach w tumanach kurzu koło brudnych samochodów. Każdy następny kilometr, a później już metr to coraz większa frustracja z mojej strony i nawet te piękne zatoczki, i widok na błękitne morze nie potrafiły zmienić mojego podłego nastroju. Do tego jeszcze to słońce! Tylko tego dnia mi przeszkadzało. I chyba na dobicie w drodze powrotnej zjadamy najgorszą pizzę w życiu!
Przylądek Kamenjak nam będzie kojarzył się z kurzem, samochodami......i pięknymi plażami
Na jedyny plus tego dnia zasługuje zlokalizowany na samym końcu przylądka, przeludniony od turystów bar Safari ukryty w ponad dwumetrowe trzcinie, gdzie oprócz wypicia zimnego piwa czy lemoniady można pograć w tenis stołowy, pohuśtać się na mega wielkiej karuzeli czy huśtawce. Ignacy był wniebowzięty.
Atrakcje baru SafariiAtrakcje baru SafariiW drodze powrotnej widok na Pomer
35km w kurzu:
Fazana i Rovinj
Tym razem wybieramy się autem do Fazany, miasta położonego w południowo-zachodniej części wybrzeża Istrii, skąd wypływają stateczki na Wyspę Brijuni, by podziwiać tam m.in. zwierzęta przebywające na otwartym terenie. Ponadto wyspa objęta jest ochroną parku narodowego, ale dowiedziawszy się, że jest tam zakaz jeżdżenia na własnym rowerze, nie była ona naszym celem. Obieramy kierunek początkowo na południe by później skręcić w lewo w głąb lądu do Galizany i Vodnjan. Droga prowadzi nas przez ogrody oliwne, skąd ponoć pochodzą najlepsze oliwy z Chorwacji. Miasteczka oddalone od morza, już nie zaskakują nas brakiem turystów i swoim pięknem. Średniowieczny wygląd, kręte uliczki wijące się miedzy domami, kamiennymi fasadami i licznymi kościołami sprawia, że fajnie jest sobie posiedzieć w takim miejscu w jednej z nielicznych tu kawiarenek.
Odpoczynek w cieniu kamienic w miejscowości GalizanaKlimatyczne uliczki VodnjanMiejscowości oddalone od morza są chyba piękniejsze niż te znane kurorty, na pewno mniej oblegane przez turystów
Nasze rowerowe wakacje zmierzają ku końcowi. Decydujemy się jeszcze pojechać do Rovinj, aby zwiedzić jedno z najpopularniejszych i najładniejszych miast na Istrii. Szlak rowerowy prowadzi nas koło licznych campingów i plaż, aby w końcu odsłonić nam widok na górujący nad Rovinj kościół Św. Eufemii. Pozostawiając rowery na parkingu, przechadzamy się po krętych, stromych i wąskich uliczkach miasta.
RovinjUliczki RovinjRovinj
Dwie pętle w poludniowo - zachodniej części Istrii:
Zatoka Raska
Ostatniego dnia mieliśmy mały dylemat co robić, bowiem wyczerpały nam się przygotowane jeszcze przed wyjazdem do Chorwacji rowerowe trasy. Jednak nie chcieliśmy tego dnia spędzić cały dzień na plaży, więc spojrzeliśmy na mapę zastanawiając się, gdzie by tu jeszcze można popedałować. Najciekawiej z poziomu mapy wydawała nam się pętla w okolicach zatoki Raska, która bardzo głęboko wcina się w pagórkowaty ląd. Początek trasy, do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, to kilka kilometrów drogi ostro w dół nad samo morze. Po drodze mignął nam znak informujący o 15% nachyleniu drogi. Szybko znajdujemy się w miejscowości Krnicki Porat, gdzie pod koniec dnia przyjechaliśmy tu już autem na naszą ostatnią kąpiel w morzu. Ale przed kąpielą musieliśmy się tego dnia nieźle napocić. Analizując mapę, faktycznie wynikało z niej, że tego dnia czekać nas będą niemałe przewyższenia terenu, ale nie można z niej było wyczytać, że droga będzie… zarośnięta. Wyboru nie mieliśmy, musieliśmy pchać rowery pod stromą górę, na szczęście tylko przez kilkaset metrów. Dojeżdżamy do Rakali, gdzie po obu stronach wąskiej drogi mijamy charakterystyczne w Chorwacji kamienne płoty, które malowniczo prowadzą drogę w głąb miejscowości.
Stroma, zarośnięta droga powyżej Krynickiego PorataKamieniste płoty w Rakali
Tu z góry widać już wspomnianą zatokę, której piękno i rozmiar podziwiamy z kamienistej drogi, która prowadzi nas znowu na sam dół ku morzu. Stromizna i kamienie znowu zmuszają nas do zejścia z roweru. Tego się nie spodziewaliśmy, że z góry będziemy musieli pchać, a raczej trzymać nasze jednoślady. Na dole kolejna niespodzianka… szlak zanika. Przedzieramy się przez chaszcze, koło pozostałości jakiegoś domu i ogrodu. Tu decydujemy się na postój, aby nabrać sił przed kolejnym długim podjazdem.
widok na Zatokę RaskąPrzedzieramy się przy Zatoce RaskiejPrzedzieramy się przy Zatoce RaskiejPrzedzieramy się przy Zatoce Raskiej
Wody w bidonach coraz mniej, ale z mapy wynika, że na samej górze jest jakaś miejscowość. Pocieszamy się, że na pewno będzie tam sklep. Droga, pomimo że asfaltowa, okazuje się ponad nasze siły. Trudno powiedzieć jakie było nachylenie terenu, ale wmawiamy sobie że jakieś 25%. Zostawimy widoki za plecami, koncentrując się tylko na mozolnym pchaniu naszych rowerów. Woda już nam się skończyła a miejscowości nie widać.
Pchamy powyżej Zatoki Raskai odpoczywamy, spragnieni
W końcu trochę się wypłaszczyło, pojawiły się jakieś zabudowania, ale sklepu brak. Dojeżdżamy do drugiej miejscowość, potem trzeciej. Sklepu jak nie było tak nie ma. Postanawiamy wjechać do kogoś na podwórko, aby poprosić o napełnienie naszych bidonów. Nasze złączone holem rowery cieszą się wśród mieszkańców wielkim zaciekawienie. Ponadto Ignacy bardzo dobitnie demonstruje swoje pragnienie i zmęczenie, kładąc się na ziemi i mocno wzdychając, wzbudzając salwy śmiechu i podziw, że w taki upał, 5 letni chłopak spędza z rodzicami cały dzień na swoim małym jednośladzie. Łapczywie pijemy otrzymaną wodę z lodem, a na odjezdne dostajemy woreczek z dojrzałymi, słodkimi figami. Pycha. Ugasiwszy pragnienie, dość szybko dojeżdżamy, trochę ze smutkiem, do naszego auta, świadomi, że to już koniec naszych rowerowych wakacji.
26km w skarze, w trudnym terenie i bez wody:
Nagroda Rowertour
Powyższy opis zajął V miejsce w kategorii "Wycieczki z dziećmi" miesięcznika turystyki rowerowej Rowertour.
Opis naszych wakacji znalazł się we wrześniowym Rowertourze w 2017 roku