„Rower ma duszę. Jeśli go pokochasz da ci emocje, których nigdy nie zapomnisz” – Mario Cipollini
Węgry

SPIS TREŚCI:

  1. Hevitz, miasteczko z jeziorem termalnym
  2. Okolice Hevitz a dzień wcześniej Badascony
  3. Topolca, czyli miasto nad jaskinią
  4. Kilato
  5. Półwysep Tihany
  6. Budapeszt widziany z rowerowego siodełka

Hevitz, miasteczko z jeziorem termalnym

Z południowych Moraw (kliknij) dojechaliśmy na Węgry – Hevitz, miasto oddalone 5 km od Balatonu znane z tego, że znajduje się tu drugie w Europie pod względem wielkości jezioro termalne, gdzie taplają się głównie niemieccy emeryci. My z tej przyjemności nie skorzystaliśmy, bo… nie mogliśmy się już doczekać widoku Balatonu. Po wieczornym zwiedzaniu Hevitz następnego dnia wybieramy się na pierwszą wyprawę rowerową. Plan jest prosty, zjeżdżamy (dosłownie) do Keszthely (warto zobaczyć Pałac Festeticsów) prostą, asfaltową drogą by znaleźć się nad samym Balatonem. Pierwsze zdjęcia i jedziemy dalej na wschód, północną stroną wielkiego jeziora.

Widok na Balaton, w oddali wulkan Badascony

W oddali wulkan Badascony

Droga rowerowa europejska, niemiecka chciałoby się rzec, czyli wyśmienita nawierzchnia. Mijamy kolejne miejscowości (głownie Balatoncośtam) i … pojawiają się w oddali pierwsze wzniesienia, dużo wzniesień. To są wygasłe wulkany, których w tej części (północnej) jeziora Balaton pełno. A na ich szczytach sterczą drewniane platformy widokowe i już się rodzi pomysł na następną wycieczkę rowerową, aby wdrapać się na nie i podziwiać Balaton z góry. Jedziemy dalej, robi się coraz ciekawiej, ścieżka czasami oddala się od jeziora, prowadzi trochę wyżej, co sprawia, że widoki są coraz ciekawsze. Na jednym ze wzniesień koło jeziora wychylają się ruiny zamku i już wiemy, że to jest nasz cel dzisiejszej podróży. Zamek Szigilet. Niestety czasu na zwiedzanie ruin zamku nie starczyło, bo wybraliśmy kąpiel w Balatonie, tzn. nasz syn wybrał. Sama miejscowość okazała się mała, w której było wydzielone kąpielisko (były kasy, ale nie kasowali, nie wiem czemu, bo się nie dopytywałem) z barami w których serwowali m. in. Langosze (bez komentarza).

Trasa rowerowa wokół Balatonu, w oddali zamek Szigliget

Zamek Szigliget

Czas było wracać tą samą drogą, a że droga powrotna była długa wróciliśmy dość późno.

Trasa naszej 65km wyprawy poniżej



Okolice Hevitz a dzień wcześniej Badascony

Po dniu przerwy (gdzie pojechaliśmy samochodem do Badascony, miejscowości i regionu znanego z wina i górującego wulkanu na który warto się wdrapać – super widoki z platformy górującej nad drzewami, zresztą sami zobaczcie)… pogoda z rana była paskudna, tzw kapuśniaczek.

Wędrówka na Badascony

Wieża na Badascony

Widok z Badascony

Widok z Badascony

Widok z Badascony

Mętny Balaton w niepogodzie

Postanowiliśmy więc wybrać się autem do miejscowości Toplca znanej z jaskiń w których można popływać łódką pod ulicami miasta.

Podziemne korytarze pod Topolca

Kolejka osób oczekujących za biletem do jaskini była ekstremalnie długa (ok 2-3h czekania, byliśmy tu o godzinie 12), więc postanowiliśmy tu wrócić kolejnego dnia z rana (polecam godziny poranne, 10 min przed otwarciem kas. Byliśmy drugą grupą która weszła do środka. Naprawdę warto tu przyjechać!). Wcześniej u gospodarza w okolicznej wiosce zaopatrzyliśmy się w jego własnej roboty wino, zwane tu BOR-em (1litr – około 4 zł!). Tak przy okazji piwo to SOR, ale węgierskiego piwa nie polecam…

Po obiedzie się trochę wypogodziło, wiec wsiedliśmy na bajki (czytaj rowery) i pojechaliśmy w stronę Cserszegtomaj, miejscowości przepięknie położonej z widokiem na Balton. Droga z licznymi podjazdami z kulminacyjnym tego dnia najwyższym pkt. 322m.n.p.m. Kto nie wierzy niech sprawdzi tu

Widok z Cserszegtomaj

Trasa krótka, ale górzysta



Topolca, czyli miasto nad jaskinią

Następnego dnia rano jedziemy autem z naszymi rowerami na dachu do miejscowości Tapolca. Tam zwiedzamy podziemia miasta (m.in. pływamy łódką w jaskiniach ciągnących się pod centrum miasta). Warto zobaczyć jak to wygląda na stronie

Jaskinia Topolca

Topolca

Po tym niecodziennym zwiedzaniu zdejmujemy nasze rowery z dachu auta i wyruszamy na wschód w stronę okolicznych wzgórz, oddalając się trochę od zgiełku miasta. Trasa bardzo malownicza prowadząca pomiędzy wygasłymi wulkanami porośniętymi krzakami dojrzewających winogron. Po drodze napotykamy na dziewczyny sprzedające lokalne pomidory. Takich pomidorów jeszcze w życiu nie jadłem (wiem, wiem jak można podniecać się smakiem pomidorów, ale ten smak warto pamiętać. W sklepach takich nie ma, aż żal, że takich pomidorów nie można było kupić w innych miejscowościach). Pomidory pyszne (co okazało się dopiero wieczorem) ale czas było jechać na obiad. Podążając za znakami reklamującej się po drodze knajpki, wspinamy się po jednym z wulkanów Szent Gyorgy-hegy. Co za dzień, takiego gulaszu (Pörkölt po węgiersku) jeszcze nie jadłem! A do tego jeszcze te widoki na oddalony ok. 7 km w linii prostej Balaton. No i wino serwowane do obiadu… Pani chyba doceniła nasz trud wspinaczki, bo zamiast 100ml w kieliszku nalała nam do samego ranta, czyli 200ml. Po tym łakomstwie wdrapaliśmy się jeszcze wyżej, wijąc się szutrową drogą wśród okolicznych posesji (niektóre z nich na sprzedaż, takich domów w tych stronach o dziwo jest pełno, wszędzie pełno tablic z napisem elado, elado czyli na sprzedaż). Sił coraz mniej, ale do auta już niedaleko, wiec po zjechaniu na dół kierujemy się w stronę miejscowości Tapolca do naszego auta.

W oddali wulkan Csobanc

W oddali wulkan Csobanc

W pogoni za obiadem (Szent Gyorgy-hegy)

Widok z Szent Gyorgy-hegy

Z kronikarskiego obowiązku dodam, że po rowerowej eskapadzie, pojechaliśmy do miejscowości Sumeg, aby zobaczyć zamek górujący nad miejscowością. Pierwszy raz zobaczyliśmy go gdy jechaliśmy samochodem z Czech nad Balaton. Teraz nadszedł czas, aby dowiedzieć się co kryją jego mury. Dawno na zamku nie byłem (za dziecka wydawało mi się, że zwiedziłem wszystkie w Polsce), ale ten tutaj naprawdę krył dużo atrakcji, zwłaszcza dla dzieci.

Zamek Sumeg z drogi

Atrakcje na zamku w Sumeg

Atrakcje na zamku w Sumeg

Atrakcje na zamku w Sumeg

Z zamku widać Balaton

Trasa.



Kilato

Ostatni dzień naszego rowerowania w tej część jeziora Balaton postanowiliśmy spędzić trochę dalej od niego. Wybraliśmy się do parku (chyba narodowego) zobaczyć parę kilato (wież widokowych). I znowu możemy dumnie powiedzieć, że wycieczka była strzałem w 10 (ciekawe czy są tam tereny gdzie wycieczka nie byłaby strzałem w 10?). Trasa typowo leśna, staraliśmy się, aby była jak najbardziej płaska – po poziomicach naszej mapy obieraliśmy drogi omijające wzniesienia. Kierowaliśmy się pieszym szlakiem na północ (gdzieś mignęła nam informacja „zakaz rowerów”, co spowodowało małą konsternację i myśl „co teraz?”) takim jakby wąwozem (na prawo i na lewo opadały strome leśne zbocza), aby dostać się do wypatrzonej (dzięki googlestreetview)już wcześniej drogi z wybrakowanym asfaltem. Na samym początku dnia wdrapaliśmy się na dosyć mocno obleganą pierwszą tego dnai wieżę (obleganą, bo znajdująca się blisko miejscowości z której łatwo trafić na wieżę, aby podziwiać widoki na Balaton).

Wieża na Pad-ko

Widok z Pad-ko

Widok z Varsas – hegy

Druga wieża znajdowała się w samym centrum lasu, więc długi dojazd do niej pewnie spowodował, że ludzi nie było aż tak dużo. Widoki cudne. W oddali Balaton i niekończący się las. Warto dodać, że wszystkie wieże na których byliśmy był odnowione, pewnie stojące na gruncie (informacja dla tych co się boją). Zjeżdżając, Ignacowi włączyła się mała głupawka. Droga była dosyć stroma i wyboista a Ignacy postanowił poskakać na swoim siedzeniu. Nagle trach, coś huknęło. Dwie szprych w tylnym kole niewytrzymały, powodując skrzywienie koła. Sytuacja wydawała się poważna. Do miejscowości Balatongyorok ok. 10 km, a dopiero tam była szansa na znalezienie warsztatu rowerowego. Na szczęście wiedzieliśmy, że droga będzie prowadziła cały czas w dół. Odczepiam hamulce w tylnym kole i delikatnie z Ignacem z tyłu zjeżdżamy w stronę kurortu z każdym metrem czując się pewniej na zdefektowanym rowerze. Na dole bez problemu znajdujemy serwis rowerowy (dzięki informacji turystycznej, które tak jak serwisy rowerowe znajdują się w każdej miejscowości letniskowej, a osoby w nich komunikatywne, miłe i zorientowane). Po 1,5h mogliśmy wracać na sprawnych rowerach do naszego samochodu.

Trasa krótka, ale leśna – ok. 30 km



Półwysep Tihany

Po 6 dniach pobytu w Hevitz kolejne 5 dni mieliśmy spędzić w miejscowości Siofok, kurorcie zlokalizowanym w południowo zachodniej części Balatonu. Mieszkanie które zarezerwowaliśmy (wyszukaliśmy w portalu booking.com filtrując po najtańszych dla 3 osób, koszt ok 600zł) mieliśmy nad samym jeziorem. Warunki znowu bardzo dobre (pokój 4 osobowy, kuchnia z korytarzem łazienka, czego więcej trzeba?… a i jeszcze taras!) Do centrum miasta ok. 1.5km, wiec…niedaleko.

Południową część Balatonu przejechaliśmy samochodem zatrzymując się w co ciekawszych miejscach, jak np. w bardzo popularnym wśród rodaków mieście Fonyod. Miasto leży pośród dwóch niewielkich gór, na obu znajdują się punkty widokowe z których roztaczają sie przepiękne widoki na północny brzeg Balatonu, góry Badascony i sąsiadujące wulkaniczne stożki.

W drodze na szczyt Várhegyi

Widok z Várhegyi

Po przyjeździe do Siofoku, następnego dnia zaplanowaliśmy zwiedzić półwysep Tihany, zlokalizowany po drugiej stronie Balatonu. Na drugi brzeg jeziora można się dostać promem, który kursuje co pół godziny. Ten skalisty półwysep pochodzenia wulkanicznego słynny jest między innymi ze wspaniałego XI – wiecznego kościoła benedyktyńskiego oraz … winorośli i lawendy. My po dopłynięciu kierujemy się jak wszyscy w kierunku kościoła.

Opactwo Benedyktynów na półwyspie Tihany

Opactwo Benedyktynów na półwyspie Tihany

Droga krzyżowa

Droga krzyżowa

Następnie postanawiamy wyruszyć w głąb półwyspu, kierując się znakami informującymi o polach lawendowych. Wiemy, że w sierpniu niczego specjalnego nie możemy się tam spodziewać, ale sama myśl zobaczenia czegoś, co niby warto, sprawia, że bez zastanowienia podążamy wyznaczonym szlakiem. I znowu opłaciło się oddalić od bardziej zatłoczonych miejsc, ponieważ teren okazał sie bardzo malowniczy, pagórkowaty oraz cichy. Niestety dla niektórych droga była długa, co widać na załączonym obrazku:

Nie śpimy, zwiedzamy!

Ale tą sielankę trzeba było później przerwać, ponieważ szlak zrobił się trochę bardziej... pieszy. Schody, uskoki, korzenie i wąska stroma ścieżka powodowały, iż czasami trzeba było sprowadzać rowery. Ale jakoś nie po drodze było nam wracać tą sama drogą, więc zsiadaliśmy z rowerów maszerując ostrożnie obok nich. Zmęczeni dojeżdżamy do Tihany, by tam zjeść upragniony obiad i kupić wodę która już nam się skończyła. O obiedzie możemy powiedzieć jak o ponurym żarcie…słabe i drogie. Zniesmaczeni smakiem Pörkölt (do tej samej potrawy w okolicach Topolci nie ma co porównywać) oraz ceną, wracamy na prom, a następnie do naszego pokoju na pyszne białe winko.

Tu zapewne kiedyś jest fioletowo

Trasa mało rowerowa

ale widoki godne

Półwysep Tihany okazał się, tak jak jest opisywany na innych stronach o podróżowaniu, bardzo ciekawy i urozmaicony. Wschodnia jego część to zamieszkałe i turystyczne miejscowości, natomiast środek i zachód raczej nieopanowany przez turystów i pewnie dlatego taki ciekawy. Szkoda, że nie starczyło nam czasu, sił na jego północną część, bo ponoć warto zwiedzić chociażby miejscowość Aszofo, ale może innym razem… Kto wie, kiedy tu powrócimy?

Mapa z naszej ok 50 km trasy poniżej:



Budapeszt widziany z rowerowego siodełka

Siofok wybraliśmy nieprzypadkowo… Chcieliśmy jednego pięknego dnia wyruszyć autem do Budapesztu, aby zwiedzić stolicę Węgier na rowerach. I tak zrobiliśmy. Za pomocą google street view, jeszcze w Polsce, wypatrzyłem sobie jakąś uliczkę na której miałem w planie zaparkować bezpłatnie auto i wyruszyć na rowerach w miasto.

Szybko moje plany zostały zweryfikowane, ponieważ na wjeździe do Budapesztu był straszny korek, wiec zdecydowaliśmy się skręcić w boczną uliczkę, aby tam zaparkować i z tego miejsca rozpocząć nasze zwiedzanie stolicy Węgier. Otton ucta (nazwa ulicy) znajdowała się zaledwie ok. 1,5 od Cytadeli (teren mocno pagórkowaty, oj mocno), więc szybko wbiliśmy się w tłum zwiedzających (my jako jedyni na rowerach). I od razu rozpościera się nam znany z pocztówek, niesamowity widok na Dunaj i Budapeszt.

Pierwszy widok na Budapeszt

pierwszy widok na Budapeszt

Ale nuda na tym Wzgórzu Galertta

Po objechaniu wszystkich możliwych punktów widokowych na Cytadeli, bardziej chyba znanej jako Góra Gallerta, postanowiliśmy przejechać Dunaj i podążać w kierunku Bazyliki św. Stefana. Tam szybkie zdjęcie i podążamy drogą prostą jak strzała (Andrassy Utca) w kierunku Placu Bohaterów, który jest jednym z największych i najważniejszych placów w Budapeszcie na którym odbywały się w przeszłości liczne demonstracje polityczne. Kiedyś stał tu pomnik Stalina, później Lenina, teraz ogromne wrażenie na turystach robi kolumna z archaniołem Gabrielem oraz pomnik księcia Arpada na koniu.

Dunaj

Bazylika św. Stefana w Budapeszcie.jpg

Pomnik księcia Arpada

Nim opiszę kolejne miejsca naszej dzisiaj wycieczki należy wspomnieć o ów prostej drodze jak strzała, która fenomenalnie przystosowana jest dla rowerowych turystów, którzy tak jak my mają możliwość podziwiać przepiękne kamienice wnoszące się na jej całej długości. Po zwiedzeniu Placu Bohaterów, gdzie m.in. spotkaliśmy polskich turystów na rowerach, jedziemy do Parku Miejskiego przy którym stoi Zamek Vajdahunyad.

Zamek Vajdahunyad

Widok ze Starego Miasta

Następnie mniej interesującym fragmentem miasta powracamy w kierunku Dunaju, aby zatrzymać się na obiad w jednej z licznych tutaj knajpek. Słońce nieźle dawało nam w głowę, co odczuliśmy,gdy wsiedliśmy z powrotem po obiedzie na nasze rowery. Ale trzeba było jeszcze zobaczyć z bliska sławny parlament w Budapeszcie, by później przekroczyć Dunaj Mostem Łańcuchowym i wspiąć się (stromo) na uliczki i place Starego Miasta, gdzie znajdują się liczne atrakcje węgierskiej stolicy m.in. Zamek Królewski , kolejka Siklo, Kościół Macieja. Z uwagi na przegrzanie naszych organizmów decydujemy się zjechać ze Starego Miasta w poszukiwaniu jakiegoś placu zabaw dla dzieci. Po ok. 2h zabawy udajemy się do naszego samochodu, by powrócić do Siofok.

Podsumowując, dzień bardzo udany i z całą pewnością mogę napisać, że tyle zobaczyć, co nam się udało w jeden dzień, można, ale tylko na rowerach.

Trasa 30km wycieczki po Budapeszcie:



strzałka do góry