„Rower ma duszę. Jeśli go pokochasz da ci emocje, których nigdy nie zapomnisz” – Mario Cipollini
Rowerem wzdłuż Dunaju

Drugi tydzień naszych rowerowych wakacji po tygodniu spędzonym nad Łabą.

Dzień 7: Droga do Obernzell

Czas na drugi etap naszych rowerowych wakacji. Tym razem zatrzymujemy się w Obernzell miejscowości położonej nad samym Dunajem, pomiędzy Pasawą i Linzem. Google Maps pokazuje nam, iż z nad Łaby do Dunaju będziemy musieli jechać ok. 5 godzin. Wiadomo, że trzeba wziąć na ten czas poprawkę przynajmniej 1h, ponieważ na autostradach z załadowanym po brzegi bagażnikiem oraz z rowerami na dachu nie damy radę utrzymać tempa 130km/h.

Początkowo chcieliśmy zwiedzić Pragę którą mijaliśmy po drodzę. Już wypatrzony miałem parking na początkowej stacji metra w dzielnicy Zlicin, z której to metrem mieliśmy udać się do centrum miasta. Jednak tego dnia ducha w narodzie nie było, aby zwiedzać stolicę Czech. Może to i dobrze, bo wielkość miasta oraz mnogość atrakcji do zobaczenia powoduje, że lepiej przyjechać tu przynajmniej na dwa dni.

Przez Pragę praktycznie śmigneliśmy. Połowę tego miasta przejechaliśmy tunelami, które miały po parę kilometrów długości. Infrastruktura drogowa chyba dobrze jest tu rozwiązana, przynajmniej my nie mogliśmy na nią narzekać. Trzeba nadmienić, że Czechy to pagórkowaty kraj, zarówno teraz jak i w drodze na Istrię do ktorej jechaliśmy dwa lata wcześniej, dochodzę do wniosku, iż dobrze mieć pod maską swojego samochodu dużo koni. A gdy ich brak to warto dać sobie czas na podziwianie widoków za okna swojego auta. A jest na co patrzeć. Mi szczególnie zaczęło podobać się za miejscowością Vimperk, gdy wieżdzaliśmy do Narodowego Parku Sumawa. Zielone krajobrazy, które po drugiej stronie granicy, czyli w Niemczech były jeszcze piękniejsze. To północna Bawaria w której zauważyć można było śliczne miejscowości położone na zielonych zboczach, z charakterystycznymi białymi strzelistmi wieżami kościołów.

Do Obernzell dojechaliśmy po 7 godzinach jazdy.

Apartament w Obernzell

Tu zastajemy ładny dom z okien którego widać przepływające po Dunaju statki wycieczkowe. Przez osiem dni cieszymy się z czytego i w pełni urządzonego mieszkania. Do naszej dyspozycji mamy parter z dwoma pokojami, kuchnią, korytarzem, łazienką oraz tarasem. Ponadto spiżarka, która, ku naszemu zdziwieniu, wypełniona jest skrzynkami piwa, kilkoma rodzajami wina, sokami, słodyczami. Można się częstować a należność za konsumcje zostawić w stojacej w kuchni skarbonce. Urzekła nas ta wiara w człowieka, któremu się ufa i jest się pewnym, że cię nie oszuka.


Apartament w Obernzell

Bardzo polecamy to miejsce! Oprócz dogodnych warunków mieszkalnych oraz świetnej lokalizacji (nad samym Dunajem, 15 km do Pasawy) zamienić można słowo z uprzejmymi i uśmiechniętymi gospodarzami. Dodatkowo Julia, właścicielka, doskonale mówi po angielsku i chętnie doradzi, co warto zobaczyć w okolicy.

Mieliśmy ogromne szczęście, że zarezerwowaliśmy na bookingu to mieszkanie z paromiesięcznym wyprzedzeniem. Za 8 dni pobytu zapłacilismy zaledwie około 1100zł. A to dlatego, że był to pierwszy rok działalności obiektu i dopiero rozeznawali rynek. Mimo to warto śledzić stronę, może i Wam uda się trafić na taką okazję. A na stronie oprócz opisu samego apartamentu, można znaleźć mnóstwo informacji o pobliskich w tym regionie atrakcji. Strona: Holiday Flat Örtl 7, Obernzell (Lower Bavaria, Germany).

W pigułce

II etap naszej 7-dniowej rowerowej (w tym 2 dni bez pedałowania) włóczęgi w okolicach rzeki Dunaj i Inn. Przejechaliśmy wspólnie 154km!

Nasze ślady poniżej:



Dzień VIII: Pasawa. Trzy rzeki w jednym mieście

Pierwszy dzień nad Dunajem i od razu jedziemy do Pasawy, miasta w którym większość sakwiarzy rozpoczyna swoją wycieczkę rowerową wzdłuż, drugiej po Wołdze, największej rzece Europy. W Obernzell, promem przepływamy na drugą stronę rzeki (koszt 5 euro: 3 osoby + rowery, jednak mając kartę Donau Card, która była wliczona w koszt naszego apartamentu, mamy zniżkę i płacimy 3,5 euro - więcej o karcie tutaj).

Obernzell widzine z Austrii

Jesteśmy w Austrii. Mamy szczęście, że rozpoczynamy od promu, bowiem kursuje on tylko do 16.30. Stąd mamy 15 km do Pasawy. Po drodze oprócz radości z jazdy nic szczególnego na nas nie czeka. Natomiast wjazd do miasta i widok trzech rzek: Innu, Izzu i Dunaju oraz cyplu na którym położone jest stare miasto Pasawa, robi na nas duże wrażenie.

Pasawa od strony Inu. W rzeczywistości jest tu ładniej niż na tym zdjęciu

Pieszym mostem przekraczamy rzekę Inn, by znaleźć się w samym centrum Pasawy. Na naszych rumakach przejeżdżamy całą starówkę, najpierw kierując się w stronę barokowej katedry pw. św. Stefana, która słynie z największych organów świata. Następnie udajemy się na cypel. Ponoć zobaczyć tu można trzy kolory rzek: zielony (bardziej szary) Innu, czarny Izzu i niebieski Dunaju. Również i my dostrzegamy te kolory z wyjątkiem niebieskiego. Wg naszej gospodyni kolor niebieski rzeki jest tylko w broszurach reklamowych i legendach. Dostrzeć można tylko kolor szary rzeki, który może być bardziej szary lub mniej a barwa zależna jest od intensyfikacji deszczów w Alpach z których Inn wypływa.

Katedry pw. św. Stefana

Co ciekawe, Inn w Pasawie jest szerszy niż Dunaj i wydawać by się mogło, że jest rzeką większą. Jednak głebokość Dunaju, to około 6 metrów, natomiast Innu to zaledwie 2 metry, więc wody, czego gołym okiem nie widać, płynie wiecej w korycie Dunaju.

Przekraczamy Dunaj, następnie Izz i kierujemy się drugim brzegiem rzeki ku miejscowości Obernzell.

Widok na Pasawę od strony Dunaju

Ściganie ze statkiem

Ku mojemu zaskoczeniu sławna droga rowerowa z Pasawy do Wiednia, nie jest w 100% odseperowana od ruchu samochodowego! Są odcinki, gdzie trzeba jechać drogą samochodową, ale podróżowanie w tym regionie jest bezpieczne, bowiem kultura kierowców jest na najwyższym poziomie. Ale nie zmienia to faktu, iż moje wyobrazenie o tej ścieżce rowerowej było zupełnie inne.

Poniżej ślad naszej 38 km trasy:




Dzień IX: Jedziemy na piwo do Trapistów

Tym razem jedziemy w przeciwnym kierunku niż wczoraj, czyli na wschód. Droga z upływem kilometrów robi się coraz ciekawsza, bardziej malownicza, ponieważ Dunaj zaczyna meandrować wśród coraz wyższych wzniesień.

Ścieżka rowerowa na Dunajem, czasami prowadzi lokalnymi drogami

Jedziemy lewem brzegiem rzeki by w Jochenstein przejść po tamie na jej drugi brzeg. Łatwo nie jest, bo najpierw trzeba wgramolić rowery po 90 schodach a następnie zejść z drugiej strony. Z sakwami byłoby ciężko się tu przeprawić. W okolicach tamy jest muzeum Haus am Storm, gdzie można poznać życie podwodne Dunaju. Zgodnie z informacją zamieszczoną na stronie muzeum czeka tu na Ciebie wspaniała interaktywna wystawa na temat wody - zabawa dla całej rodziny.

Łatwo nie jest

Nad Dunajem często napotkać można na takie oto budowle hydrotechniczne

Tylnym kołem w Niemczech, przednim kołem w Austrii

Jesteśmy znowu w Austrii. Zaledwie parę kilometrów dalej w miejscowości Engelszell napotykamy na klasztor Trapistów. Zakon ten słynie z produkcji likierów i piwa. Przed wejściem do kościoła można zaopatrzyć się w ich wyroby. Likier, różne gatunki oraz smaki a koszt to 10,50 euro za 0.5l. Ponadto do kupienia są trzy gatunki piwa cena od 1,6 do 2,9 euro za 0.3l. My na obserwacji etykietek poprzestaliśmy, więc o smaku piw mogę jedynie powiedzieć tyle, że naszemu gospodarzowi z Obernzell bardzo smakują i czasami rowerkiem jedzie wychylić szklaneczkę.

Zakon Trapistów

Zakon Trapistów

Kościół natomiast to typowy barok, ale ciekawostką są ulokowane w bocznych nawach kościoła przodziane kosztownościami szkielety. Czyje? Nie mamy pojęcia.

Kontynuujemy drogę w kierunku mostu w miejscowości Niederranna, by następnie drugim brzegiem rzeki wracać do domu. Niestety w czasie drogi trafiamy na zapowiadaną burzę, którą przeczekujemy na tarasie napotkanego pustego domu. Nie zdążyliśmy przed burzą dojechać do polecanej przez gospodyni restauracji rybnej w Jochenstein, zabrakło nam ok 2 km. Jednak po ulewie posilamy się tam dunajska rybą. Dania są smaczne, ale raczej małe, koszt 13-14 euro, piwo 3, herbata 1,7.

Przeczekujemy oberwanie chmury

Poniżej ślad naszej 36 km trasy:




Dzień X: Urodzinowa ścieżka w koronach drzew - Baumkronenweg

Kolejny już raz spędzamy urodziny Ignacego poza domem. Tym razem 7! Wcześnie 4 urodziny obchodził na Węgrzech nad Balatonem, natomiast 5 na Istrii w Chorwacji. A to dlatego, że jego przedszkole zamknięte było za każdym razem w drugiej połowie sierpnia i nijako ta sytuacaja wymuszała zaplanowania urlopu w tym terminie.

Było ciasto, były świeczki i tradycyjne 100 lat.

7 urodziny

Popołudniu pojechaliśmy do miejscowości Kopfing (Austria) na ścieżkę w koronach drzew - Baumkronenweg. Pogoda trochę niedopisała, ale Jubilatowi i tak bardzo się podobało!

Pierwsza przeszkoda na ścieżce w koronie drzew

Król i Królowa

Mega sucha ślizgawka. Uwaga na łokcie!

Taaaakaaaaa..... ........huśtawka

Dzień XI: Czy warto zobaczyć Linz?

Pogoda dalej nas nie rozpieszcza, więc i tego dnia zrobiliśmy sobie przerwę od rowerów.

Pojechaliśmy zwiedzić Linz. Trasę wybrałem nienajkrótszą, za to malowniczą, tak aby podziwiać widoki za szyby samochodu. I muszę stwierdzić, że wytyczenie trasy w stronę Linza, czyli lewym brzegiem Dunaju udało się pierwszorzędnie, za to drogę powrotną mówiąc kolokwialnie skopałem. Dlatego też na mapie zamieszczonej na końcu tego wpisu zaznaczyłem trasę jaką powinienem pojechać. To oznakowana trasa widokowa tzw. Panoramische schtrase, którą częściowo przejechaliśmy wracając z Baumkronenweg.

Widok z drogi na Dunaj

Tama na rzece Ranna

Widok z drogi na Dunaj

Obermuhl

O mieście Linz trochę się naczytaliśmy w internecie. Że to miasto Hitlera, że nieładne, że zawiodło oczekiwania niejednego turysty. Szczerze to nam też jakoś szczególnie się nie podobało, a najpiękniej było tam, gdzie zajechaliśmy na samym początku, czyli na wzgórzu Pöstlingberg. Wzgórze znajduje się na lewym brzegu Dunaju. Widać stąd jak na dłoni ładnie położony nad Dunajem Linz. Można tu wjechać kolejka górską (teraz tramwajem) Pöstlingbergbahn z samego centrum miasta. Ponoć warto, bo trasa jest malownicza i przebiega po górzystej stronie miasta, gdzie nachylenie dochodzi nawet do 12%. Na wzgórzu znajduje się Bazylika Siedmiu Boleści Maryi, miejsce wielu pielgrzymek wiernych.

Widok na Linz ze wzgórza Pöstlingberg

Widok na Linz ze wzgórza Pöstlingberg

Widok na Linz ze wzgórza Pöstlingberg

Nadszedł czas na spacer ulicami miasta. Zaparkowaliśmy niedaleko największej katedry Austrii. Nowa Katedra Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny ukończona została około 100 lat temu, może pomieścić ponad 30 tys. wiernych, a słynie najbardziej ze swoich witraży opowiadających głównie historię miasta. Katedra, pomimo że nie jest najwyższym kościołem w Austrii nie mieści się w obiektywach naszych aparatów.

Nowa Katedra Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny

Ulice Linzu

Hauptplatz, stąd odjeżdza tramwaj na wzgórze Pöstlingberg

Widokowa trasa dojazdu do Linzu:




Dzień XI: W kierunku Parku Narodowego Lasu Bawarskiego

Po dwóch dniach deszczu w końcu nadeszła ładna pogoda. Ranki co prawda są już zimne, wszak to końcówka sierpnia.

Wybrałem się z rana na solową wycieczkę na rowerze. Obrałem kierunek na północ, początkowo trzymając się wyznaczonego szlaku Donau-Wald-Radweg. Szlak wyprowadza mnie z Obernzell leśnym duktem w zacienionym wąwozie do miejscowości Untergriesbach. Później jeszcze tylko jeden odcinek będzie szutrowy. Całą trasę można spokojnie przejechać nawet na kolarzówce, do czego zachęca perfekcyjny asfalt położony na lokalnych wąskich drogach.

Mijam zbiornik Rannasee, by przez chwilę znaleźć się w Austrii. Dalej jadę na północ w kierunku wsi Kohlstatt. Tu zastaje fantastyczne widoki na osłonecznione tego dnia miejscowości nieopodal Parku Narodowego Lasu Bawarskiego, bądź czeskiego Parku Narodowego Szumawa. Aby zobaczyć więcej można wspiąć się na pobliska górę Friedrichsberg na której stoi wieża widokowa z której można dostrzec nawet Alpy.

Widoczki

W oddali Park Narodowy Szumawa

Czas wracać. Kieruję się w stronę kolejnego wyznaczonego szlaku, Leinenradweg. Ten prowadzi mnie szybką leśną ścieżką w dół. Trochę nam było razem nie po drodze, więc już swoimi drogami wracam do Obernzell.

Muszę nadmienić, iż szlaki którymi jechałem były bardzo dobrze oznakowane, więc można byłoby tak bez końca nimi jechać bez obaw, iż zgubi się drogę. Ja oczywiście korzystałem z niezawodnej mapy mapy.cz na której oba szlaki są dobrze oznaczone.

Sielsko anielsko

Gładkie nawierzchnie zachęcają do kontynuowania jazdy na rowerze

Po powrocie pakuję rowery Ignacego oraz swój na dach samochodu, by pojechać w kierunku Pasawy. Mamę zostawiamy w pensjonacie, aby zdążyła się wykurować. Wszak przed nami jeszcze do zobaczenia clou naszych wakacji a mianowicie Schlögener Schlinge, czyli widok na zawracający Dunaj.

Za Pasawą cały czas wyznaczony jest szlak wzdłuż Dunaju, którym ponoć można dojechać aż do źródła. Początkowo podążamy za jego znakami, jednak z uwagi na bliskość drogi i samochodowy hałas odbijamy w prawo na szlak Donau - Bayerwald - Route. Jedziemy pod górę szutrową drogą, obok nas w dole wije się rzeka Gaissa. Można by tak jechać, aż pod granicę z Czechami. Większość cyklistów obiera jednak wariant odwrotny. Wyjeżdżają z Pasawy pociągiem na północ i zjeżdżają w kierunku Dunaju ciesząc oko wspaniałymi krajobrazmi. My zapuściliśmy się od Dunaju raptem jakieś 5km, ale co by nie wracać tą samą ścieżką, wracamy lokalnym drogami, napotykając na 21% podjazd.

Zasłużony odpoczynek przed...

...wspinaczką

Poniżej ślad wycieczek, solo 54km, z synem 15km:




Dzień XI: Schlögener Schlinge, czyli widok na zawracający Dunaj

Po to tu przyjechaliśmy! Zobaczyć zawracający Dunaj. Rzeka zawraca tutaj dwa razy o równe 180 stopni i płynie równolegle. Jeden z zakrętów najlepiej zobaczyć wspinając się na punkt widokowy Schlögener Blick (20 minut drogi pieszo).

Auto zostawiamy w miejscowości Niederanna, skąd mamy 10 km płaskiej drogi do sławnego zakrętu. My obraliśmy kurs lewym brzegiem rzeki, więc na wysokości Schlögen musimy się przeprawić stateczkiem na jej drugi brzeg. Koszt dla nasze trójki i rowerów to 6,5 euro. Jadąc lewym brzegiem rzeki w kierunku Wiednia, trzeba mieć na uwadze fakt, iż możemy parę razy potrzebować takiego statku, aby przeprawił nas na drugi brzeg lub przetransportował dalej, bo zwyczajnie szlak się kończy z uwagi na strome zbocza wchodzące do Dunaju. Rejs statkiem generuje oczywiście dodatkowe koszty.

Z Niederanny lewym brzegiem rzeki pedałujemy w pełnym słońcu

Rejs na drugą stronę rzeki

Na Dunaju fale jak na jeziorze

Ten stateczek kursuje nieustannie

Schlögener Blick jest piękny. Mówiono nam, że przy ładniej pogodzie można zrobić lepsze zdjęcia niż te które są na broszurach reklamujących ten region. I chyba jest w tym trochę prawdy, bo nawet zdjęcia zrobione komórką wyszły ślicznie.

Już po paru krokach do góry widać, że warto iść wyżej

No i jesteśmy, zdjęcie jak z broszury turystycznej:)

Sławny widok na Dunaj, Schlögener Blick

Po zejściu jedziemy dalej tym razem prawym przegiem rzeki. Ten fragment rzeki jest najmniej zaludniony, ale nie znaczy to, że nie ma tu turystów. Trafić tu można na Gasthof czyli restaurację, czy na campingi na których dominują kampery. My dojeżdżamy do miejscowosci Obermühl położonej na przeciwnym brzegu rzeki. Robimy zdjęcia i wracamy, by w Schlögen "rzucić" się na obiad z widokiem na dunajski zakręt. Był to najdroższy posiłek w naszym życiu, bo zapłaciliśmy 47 euro za trzy obiady sok i jedno piwo. Ale przynajmniej nam smakowało!

Kontynuujemy podróż prawą stroną Dunaju

Jeżeli wolicie ciepło to zdecydowanie lepiej jechać lewą stroną rzeki a niżeli prawą jak my tutaj (wracamy), czasami było zimno

Taki obiad za 50 ojro to lekka przesada, nieprawdaż? W zestawie dziecięcym zamiast surówki serwują lizaczek

Z pełnym brzuchem zawsze trudno jest wracać tym bardziej, że po prawej stronie rzeki ścieżka rowerowa parę razy dość mocno się wznosi.

Prawy brzeg rzeki jest zacieniony, ale też bardziej pagórkowaty

Poniżej ślad naszej 38 km trasy:




Dzień XII: Kolorowe miasto Schärding

Ostatniego dnia jedziemy do Schärding. Wycieczkę wzdłuż Innu, przy którym leży Schärding miałem już wcześniej zaplanowaną, ale w jej realizacji utwierdziła nas Julia, nasza gospodyni. Powiedziała, iż szlak jest poprowadzony pięknym buczynowym lesem (po stronie niemieckiej). Ponadto, patrząc na Ignacego dorzuciła, że po drodzę miniemy dwa duże place zabaw, dostrzeżemy wiszący na skale zamek Neuburg, no i w końcu zobaczymy kolorowe miasto Schärding.

I tak też było...

Jedziemy wzdłuż Innu?

Rywalizacja na placu zabaw

Schärding widziane po nimieckiej stronie rzeki

Ostatni rzut oka na Schärding

Kładka na Innie, na chwilę wracamy do Austrii na obiad

Duży rozkminia drogę do Stobl, Mały naciera w tetris...

...ale sie kochają:)

Poniżej ślad naszej 31 km trasy:




To jeszcze nie koniec, albowiem czekały na nas jeszcze Alpy Salzburskie z pięknymi wielkimi jeziorami wokół których poprowadzone są szlaki rowerowe. Na 3 dni jedziemy do Strobl!.

strzałka do góry