„Rower ma duszę. Jeśli go pokochasz da ci emocje, których nigdy nie zapomnisz” – Mario Cipollini
Rowerem wzdłuż Łaby

Wprowadzenie

Time flies, czyli czas biegnie jak to mówią Anglicy. Nie tak dawno jeździliśmy na Węgrzech, później w Chorwacji i w Bieszczadach oraz czego zapewne Ignacy nie pamięta, pedałowaliśmy po Warmii. Spędziliśmy także 3 dni nad morzem w okolicach Karwii, z której nie mamy żadnych zdjęć. Pozostał tam tylko po nas ślad na naszej rowerowej mapie.

Wakacje 2018 zaplanowaliśmy nad dwoma rzekami Łabą i Dunajem. Wybór takiej lokalizacji był oczywisty: bardzo dobra rowerowa infrastruktura. Ponadto w okolicy są góry po których można pochodzić oraz piękna pogoda. Zaczynamy od Łaby. Nocleg po raz pierwszy znaleźliśmy na Airbnb, portalu z noclegami, gdzie gospodarz domu czy mieszkania udostępnia gościom pokój z dostępem do kuchni i łazienki. Skusiła nas oczywiście cena, która była o połowę niższa niż okoliczne najtańsze noclegi na bookingu. Trochę się tego lokum obawialiśmy, nie ze względu na lokalizację, ale na możliwe problemy związane z przyrządzaniem posiłków czy z poranną toaletą. Ale jak się poźniej okazało niepotrzebnie! Trafiliśmy na mały domek w zacisznej miejscowości Czeski Bukov, w którym gospodarzy jakby nie było. Za to mieliśmy do dyspozycji parking, miejsce w ogrodzie na grilla i do gry w badmintona.

Nasze czeskie lokum

Nim dojechaliśmy nad Łabę, zatrzymaliśmy się w niemieckim Budziszynie, mieście zlokalizowanym niedaleko granicy z Polską. Przeczytaliśmy na jednej ze stron, że jest to miasto często pomijane przez turystów z Polski, którzy jadą w kierunku Drezna czy Miśni. Mijając tę miejscowość, decydujemy się na mały spacer po rynku i wokół murów obronnych miasta. Bauzen, czyli Budziszyn to miasto z ciekawą historią. Zobaczyć tu możemy odrestaurowane po II wojnie światowej zabytki. Do tego piękna panorama na przepływającą w dole rzekę Sprawę. Ciekawostką współczesną jest możliwość, i to ponoć za darmo, zobaczenia więzienia Stasi, czyli Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego NRD, taki nasz odpowiednik SB.

Widok na Sprawę z murów obronnych miasta

Plac zabaw w murach miasta

Tak trochę przebiegliśmy się po Budziszynie. Przypomniała mi się anegdota o współczesnych turystach w Egipcie, którzy będąc pod piramidą Cheopsa patrząc na nią dochodzą do wniosku, że na zdjęciach wyglądała na wyższą. I to była cała ich refleksja o tysiącletniej historii. Tak trochę też jest z nami. Odfajkowaliśmy kolejne miasto. Lepiej byłoby tu przyjechać na rowerach...

W pigułce

I etap naszej 6-dniowej rowerowej (w tym 2 dni pieszo) włóczęgi w okolicach Łaby i niemieckiej Elby (to ta sama rzeka). Przejechaliśmy 184km i przeszliśmy 25 km!

Nasze ślady poniżej:



Dzień I: Velké Březno - Děčín

Jedziemy wzdłuż Łaby. Ścieżka rowerowa jest po drugiej stronie brzegu, dlatego też w miejscowości Povrly mieliśmy przedostać się do niej promem. Jednak z uwagi na niski stan wody prom nie kursował. Zmuszeni byliśmy ponownie zapakować rowery na dach i pojechać na drugi brzeg autem. Rozpoczynamy w miejscowości Velké Březno, piwoszom znanym z tutejszego browaru. Jedziemy w kierunku na Děčín naszego miejsca docelowego. Podążamy wzdłuż rzeki mijając okoliczne wzniesienia, które gdzieniegdzie o dziwo mają charakterystyczne dla jesieni liście koloru złotego i czerwonego.

Prom, który zmusił nas do ponownego pakowania rowerów na dach i dodatkowych 20km jazdy samochodem

Sierpniowe kolory jesieni

Fajne są szlaki wzdłuż rzeki...

...malownicze i nie zawsze płaskie

Po obu stronach Łaby ułożone są tory kolejowe po których bardzo często hałasują przejeżdżające pociągi. W końcu dojeżdżamy do miasta i po czeskim obżarstwie w napotkanej restauracji, wdrapujemy się na górę. Początkowo na rowerach, później pieszo, aby z puntu widokowego podziwiać przepływającą przez Děčín Łabę oraz wzgórza z licznymi wieżami obserwacyjnym, w tym najbardziej znaną kamienną wieże na górze Śnieżnik.

Decin z charakterystycznym budynkiem na skale

Decin z góry

Decin z góry

Wracamy tą samą rowerową ścieżką, zatrzymując się po drodze jeszcze na placu zabaw.

Poniżej mapa naszej 45 km trasy:



Dzień II: Brama Pravčicka

Każdy kto jest w tym regionie obowiązkowo musi zobaczyć Bramę Pravčicką w górach Połabskich. Jest to największa naturalna skalna brama w Europie. Skalne okno ma wysokość około 16 metrów, rozpiętość 26, 5 metrów u podstawy oraz szerokość 7-8 metrów. Obok stoi kolorowy budynek Sokole Gniazdo, kiedyś letnia rezydencja jakiegoś zamożnego rodu, dzisiaj galeria malarska oraz restauracja. Nam ten budynek przypominał widziane na zdjęciach czy filmach świątynie buddyjskie. Wejście do budynku i okolic bramy jest płatne: 75 koron osoba dorosła, 25 dzieci. Warto tu jednak wejść po wcześniejszej 5 km wspinaczce z Hřenska, ponieważ czekają tu na nas vychlidki, czyli punkty widokowe z których podziwiać możemy oprócz bramy, także różne formy skalne.

Początkowy etap drogi do Bramy Pravčickiej

Brama Pravčicka

Brama Pravčicka z buddyjskim domkiem

Brama Pravčicka - widok z płatnych vichlidek

Widok z płatnych vichlidek

Widok z płatnych vichlidek

Otaczające nas tu skały to piaskowiec, uformowany przez morze, które onegdaj ponoć tu było. Erozja gór postępuje i szacuje się, że za 10 mln lat zostanie po nich piasek, po którym często oznaczonym czerwonym szlakiem podążamy. Kierujemy się do Mezni Louka, gdzie czekają na nas pozostawione wcześniej rowery. Zrobiliśmy dobrze znany nam manewr, który sprawdził się w Bieszczadach - Pieszo na Małą i Wielką Rawkę. Rozpoczeliśmy wędrówkę w Hřensku, miejscowości z pięknymi kolorowymi kamienicami usytuowanymi wzdłuż ujścia Kamienicy do Łaby, a kończymy 6 km dalej w Mezni Louka, z której jadąc na rowerach cały czas w dół wracamy do zaparkowanego w Hřensku samochodu.

Kolejna vichlidka w drodze do Mezni Louka

Warto napisać parę zdań o samej rzece Kamienicy. Z Mezni Louka można rozpocząć wędrówkę w kierunku rzeki, która wije się malowniczo w kanionie. Początkowo szlak prowadzi wzdłuż rzeki, następnie urywa się. Aby kontynuować wędrówkę do miejscowości Hřensko, należy spłynąć około 250m tratwą. Jest to kolejna atrakcja tegoż regionu z której niestety nie skorzystaliśmy

Poniżej mapa pieszej wycieczki i rowerowego powrotu:




Dzień III: To ta sama rzeka? Jesteśmy nad Elbą

Odpuszczamy sobie dobrze nam znany z pozycji samochodu odcinek wzdłuż Łaby od czeskiego Decina do niemieckiego Bad Schandau. Decydujemy się na kolejny zaplanowany odcinek naszej rowerowej marszruty, gdzie do zobaczenia mamy największe atrakcje Saskiej Szwajcarii jak nazywa się niemiecką część Gór Połabskich: twierdzę Königstein i Bastei.

Samochód zostawiamy w najwyższym punkcie naszej dzisiejszej wycieczki w miejscowości Waltersdorf. Stąd 18% zjazdem, z obawą czy Ignacy okiełzna swoją maszynę, zjeżdzamy do Rathen, skąd wiedzie szlak pieszy do Bastei, czyli baszty. Jest to najbardziej znany w tym regionie punkt widokowy z którego podziwiać możemy płynącą ok. 200m niżej rzekę Łabę (niem. Elbę) oraz twierdzę Königstein, a także miejscowości Rathen i Stadt Wehlen oraz liczne formacje skalne. Bastei zapewne najbardziej znane jest z charakterystycznego kamiennego mostu, który ze względu na dużą ilość turystów zastąpił w XIX wieku most drewniany. Wejście i zejście zajęło nam ponad 1h. Pomimo dużej ilości osób warto tu zajrzeć.

Elba, czyli Łaba

Widok z drogi do Bastei

W okolicach Bastei podziwiać można również potężne fory skalne

Wspólne foto zaproponowane przez napotkanego turystę

Bastei w całej krasie

Jedziemy prawym brzegiem rzeki w kierunku Pirny w której czeka na nas most po którym przejedziemy na drugi brzeg rzeki. Po drodze jest dużo możliwości skrótu. Niemal w każdej miejscowości dostępne są stateczki, które przerzucają turystów na drugi brzeg rzeki.

Wykorzystania walorów rzek powinniśmy uczyć się od Niemców. Dochodzę do wniosku, że nikt inny na świecie nie potrafi na rzece zarabiać jak nasi zachodni sąsiedzi. Po czeskiej stronie była tylko i aż, patrząc z polskiej perspektywy, ścieżka rowerowa wzdłuż rzeki, a sama rzeka była martwa, nic oprócz wody tam nie płynęło. Po niemieckiej stronie dostępne są kajaki, pontony, statki, stateczki i promy. Patrząc na zatłoczony wycieczkowy statek człowiek zastanawia się czy to jeszcze jest jakaś atrakcja, ale widać, że Niemcom się podoba, więc zapotrzebowanie jest i chwała im za to.

Nadkomplet na turystycznym stateczku

Nim dojechaliśmy do Pirny zmuszeni byliśmy jechać rowerowym objazdem przez okoliczne wzgórza. I tu okazało się pisząc pół żartem pół serio, iż nie jesteśmy tacy zacofani. My mamy swój hol, gdy Ignacy niedomaga, a niektorzy Niemcy silniczek elektryczny przy swoim rowerze (ebike) którym się wspomagają. Byli też tacy co go nie mieli i ...pchali swoje rowery pod stromą górę. Warto podkreślić, że miejscowości oddalone od rzeki są tak samo zadbane jak te przy rzece.

Wspólne pedałowanie pod górę

Miasteczko, którego byśmy nie zobaczyli, gdyby nie objazd

Wracamy ścieżką rowerową po drugiej stronie rzeki. Jedzie się bardzo wygodnie. I tylko przejeżdzający pociąg, który nie jest tak głośny jak ten czeski, psuje trochę tą naszą sielankę.

Przejeżdżamy pod twierdzą Königstein, podziwiając ją tym razem z dołu. Na wjazd do góry nie mamy już czasu. Dojeżdżamy do miejscowosci Bad Schandau w której rozdzielamy się. Jadę sam około 5km pod górę po samochód, natomiast Ignacy z mamą udają się do Lidla na zakupy.

Bastei z drugiej strony Elby

Twierdza Königstein

Twierdza Königstein

Idealne ścieżki rowerowe

Poniżej ślad naszej 48 km trasy:




Dzień IV: Festyn Miejski CANALETTO. Drezno

Nie odpuszczamy. Jedziemy dalej wzdłuż Łaby do Drezna. Dzisiejszy etap jest płaski, bez żadnych niespodzianek takich jak objazdy. Lewa strona rzeki jest już płaska jedynie po drugiej stronie są jeszcze wniesienia na których wśród drzew znajdują są domy oraz stylowe pałace.

Okolice Drezna

Okolice Drezna, pojawiają się pierwsze winnice

Na ścieżce rowerowej jest coraz tłoczniej. Da się odczuć, że mieszkańcy Drezna bardzo chętnie korzystają z tej formy odpoczynku w niedzielne dni. W końcu dojeżdżamy do centrum a tu Festyn Miejski CANALETTO. Masa ludzi, namiotów i pojazdów w tym tzw. food tracków w których można kupić coś do zjedzenia. Ponadto liczne sceny z których dobiega muzyka. Ogólnie niezły spęd. Dopiero wieczorem czytamy, że w te dni do miasta zjedzie ponad pół miliona ludzi. Co za pech. Przez te tłumy nie mamy szans dostrzec piękna tego miasta. A jest co podziwiać. Masywne budynki takie jak opera, zamek, uniwersytet, kościoły, muzea czy most Fryderyka Augusta. Jedynie Zwinger – późnobarokowy zespół architektoniczny który znajduje się w centrum Drezna nie został opanowany przez gastronomię i inne atrakcje związane z festynem.

Już widać Drezno

Dwie maszyny

Festyn Miejski CANALETTO na tle Katedry Świętej Trójcy w Dreźnie

Zwinger

Uliczki centrum Drezna

Drona nie mamy, ale zdjęcia z góry robimy

Obiad decydujemy się zjeść w jakieś restauracji. Mogliśmy skorzystać z obleganych gastronomi, jednak nie uśmiechało nam się pałaszować czegoś na stojąco. Usiedliśmy przy stoliku w restauracji Vapiano w samym centrum z widokiem na okazaly Kościół Marii Panny. Oczywiście widok byłby, gdyby nie festyn. Przychodzi kelner i oznajmia nam, że jeżeli chcemy kupić pizzę to musimy iść ją zamówić w środku i ją sobie przynieść. On może dostarczyć tylko napoje. Idź precz, sam sobie przyniosę, myślę sobie słuchając go ze zdziwieniem. A zdziwienie narasta, ponieważ daje nam jakieś magnetyczne karty mówiąc, że na nią będzie nabijane to, co zamówiliśmy.

Idę zamówić pizzę! Wnętrze bardzo eleganckie, znajduję stoisko z pizzą i zamawiam dwie, plus sok i piwo. Piwo zamawia się przy barze, wyjaśnia mi pizzerman i daje mi jakiś przedmiot wibrujący, który poinformuje mnie, gdy skończy dla nas przygotowywać zamówienie. Biorę wibrator oraz sok i idę do baru. Kupuję z kija krombachera, kartę przykładam do czytnika tak samo jak po zamówieniu pizz i soku. Wracam do stolika. Cała ta szopka z zamówieniem przypominającą bar a nie restaurację i według nas nie przystoi knajpie w centrum miasta. Na całe szczęście pizze były przepyszne, przypominające te w poznańskim Baraboo. Gdy doszło do zapłaty okazało się, że nie policzyli za sok. Jak widać nawet ich ta technologia związana z zamówieniem przerasta.

W drodze powrotnej obieramy kurs przez Großer Garten – park w Dreźnie w stylu barokowym, który jest największym parkiem w mieście. Zadbane uliczki po których poruszają się piesi, rolkarze i rowerzyści, do tego mini kolejka, która kursuje po całym parku. Słowem idealne miejsce, aby odpocząć, najlepiej gdzieś w cieniu.

Główna aleja w Großer Garten

Groß Garten

Pałac w ogrodzie

Wracamy jadąc parę kilometrów przed miasto, przez które bardzo czytelnie prowadzą nas znaki rowerowe, więc moja mapa zamontowana na kierownicy praktycznie nie jest potrzebna. Dojeżdżamy do Łaby, skąd już niedaleko do Heidenau, miasteczka w którym zaparkowaliśmy samochód.

Poniżej ślad naszej 38 km trasy:




Dzień V: Dzień przerwy z wejściem na Decinski Śnieżnik

Dzień odpoczynku. W nogach mamy już ok. 140 km na rowerze i ok. 20 chodzenia, więc wykorzystując fakt, iż w sąsiedniej miejscowości Povrly znajduje się odkryty basen, koło którego niemal codziennie przejeżdżamy, postanawiamy trochę w nim odpocząć. Jednak chyba nasze ciała są zbyt rozgrzane od codziennego rowerowanie, ponieważ woda w basenie jest dla nas za zimna. Morsami to my raczej nie jesteśmy.

Odkryt basen w Povrly

Popołudniu jedziemy samochodem niemal pod najwyższy szczyt gór Połabskich, Decinski Śnieżnik, który wznosi się 723m npm. Parkujemy samochód. Stąd mamy zaledwie 2,5 km na sam szczyt. Można iść cały czas drogą asfaltową, albo po jakimś czasie skręcić w prawo na typowy szlak górski. Na szczycie stoi kamienna 33m wieża z której rozlega się widok na góry stołowe w Saskiej Szwajcarii (Niemcy) oraz Czeskiej Szwajcarii. W dolę widać Decin. Przy dobrej widoczności dostrzec można nawet Drezno.

Miniatura wieży

Widok na Czeską Szwajcarię

Widok na Saską Szwajcarię


Wieża na Decinski Śnmieżniku

My swoje siły rozdzieliliśmy. Ignacy z mamą poszli bezpośrednio na szczyt, ja natomiast zrobiłem ok 40 km rundę po tutejszych szlakach rowerowych, wyjeżdżając na końcu na szczyt Śnieżnika.

Pomalowany kamień napotkany po drodze

Niemcy

Napotkane po drodze formacje skalne

Na lewo Czechy, na prawo Niemcy

Nasze ślady:




Dzień VII: Ostatni. Z wizytą w Miśni

Miśnia oddalona jest o ponad 100km od naszego miejsca zamieszkania. Jednak dość szybko można do niej dojechać poprzez autostradę D8 w Czechach (konieczna jest winieta) oraz A17 w Niemczech.

Miasto znane jest z porcelany, którą założył król polski August II Mocny. Nas jednak nie zwabiła tu porcelana a rowerowy szlak winny. Za Dreznem wzdłuż Łaby na tamtejszych wzgórzach zobaczyć można winnice, jakby specjalnie zaprojektowane, tak ładnie komponują sie z otoczeniem. Do tego nie rzadko stoi przy nich pałacyk. Winiarstwo ma tu 850 letnią tradycję!

Kierujemy się najpierw lewym brzegiem rzeki w stronę Miśni. Miasto oprócz porcelany może poszczycić się piękną, malowniczą starówką, katedrą i jednym z najstarszych niemieckich zamków, który wraz z katedrą stoi dumnie na wzniesieniu porośniętym winoroślami. Warto się tam wspiąć, by podziwiać panoramę okolicy.

Miśnia, rzeczka która przepływa przez miasto

Wąskie uliczki w Miśni

Rynek

Z rynku ostro pod górę jedziemy w stronę katedry

Później już na piechotę oglądamy panoramę miasta


Katedra w Miśni

Ostatni rzut oka na Miśnię

Po zwiedzeniu Miśni udajemy się na drugą stronę Łaby i jedziemy w kierunku Radobyla (Radebeul). Zatrzymujemy się przy pierwszym napotkanym ogródku piwnym/winnym, których przy Łabskim szlaku rowerowym jest bez liku. Rowerzyści mogą w nich odpocząć, uzupełnić płyny przegryzając wurstem. My też tak uczyniliśmy. Będąc w tym regionie nie mogliśmy nie zamówić sobie po lampce białego wina.


Winko, schłodzony riesling

Dojeżdżamy do Radobyla by wdrapać się na winny szlak rowerowy. Szlak winny (pieszy) biegnie z Pirny wzdłuż Łaby przez Drezno, Radobyl i Miśnię aż do Diesbar-Seußlitz. W sumie 55km. Warto przejechać się choć jego częścią, ponieważ można zobaczyć z bliska piękne winnice na zwietrzałych granitowych skałach.

Winnice w okolicach Radobyla

Często obok winnic napotkać można na takie oto pałece

Poniżej ślad naszej 47 km trasy:




Drugi tydzień naszych rowerowych wakacji nad Dunajem.

strzałka do góry